Menu

czwartek, 23 lutego 2017

Garnek na chodniku - ulice Sajgonu [WIETNAM]

Codzienność na ulicach w Sajgonie to przede wszystkim harmider. Zewsząt słychać ryk motorów i skuterów... Zresztą nie tylko słychać - trudno nie zauważyć rzeki dwukołowych pojazdów. Poruszają się one w niemalym chosie, a jednak w miarę funkcjonują. Trzeba pamiętać, że chodnik nie jest dla pieszych, a dla tych kierowców motorków, którzy nie chcą stać na czerwonym świetle, lub w korku. Nie ma w tym nic dziwnego, gdy nerwowo trąbią na przechodniów, aby ci się łaskawie usuneli... Wszakże jak oni śmią poruszać się po chodnikach?  Zdecydowanie lepiej przemieszczać się na dwóch kołach. Wszelkie taksówki, autobusy i większe pojazdy przemierzają gigantyczne odległości w ślimaczym tępie. Kierowcy muszą być ostrożni, co chwilę przecież jakiś motorzysta może zajechać im drogę, lub jakiś człowiek wyskoczyć znienacka na ulice. Miszmasz jest tak wielki, że każdy musi trzymać się wciąż na baczności.

Liczba motorków jest niesamowita







Wędrując ulicami Sajgonu, nie sposób nie skusić się na jakąś przekąskę. Na każdym kroku można zobaczyć przenośną budę z jedzeniem, prowizoryczne paleniska na których stoją garnki, grille wykonane z kilku cegłówek. Nie wygląda to może najczyściej i najhigieniczniej, ale jest to najlepsze jedzenie w Wietnamie. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie można się zatruć. Mi w ciągu trzech miesięcy zdarzyło się to zaledwie raz. Z drugiej strony w Chinach w tym samym okresie czasu zatrułem się z jakieś sześć razy. Co można dostać w takich miejscach do zjedzenia? Na przykład wietnamską kanapkę, która składa się z bagietki, warzyw, mięsa, czegoś w rodzaju pasztetu, sosów (głównie sosu rybnego, ale nie tylko), świeżych ziół. Wariacji jest tak wiele, często, by przyciągnąć klienta, tworzone są nowe kombinacje. Bagietki to jednak nie wszstko. Prawie wszędzie można dostać zupę PHO (coś w rodzaju rosołu z makaronem, mięsem, owocami morza, kiełkami bambusa, czasami malutkimi pierożkami, chilli oraz sokiem z limonki), różne rodzaje makaronów z warzywami, kurczaka lub owoce morza z ryżem. Wybór jest spory, a co najważniejsze jest smacznie i tanio. Również chodzenie do tych samych miejsc opłaca się. Miałem ulubionego, tak zwanego przeze mnie Pana Kurczaka, który miał najlepsze pieczone nóżki z kurczaka w całym Sajgonie (wg mojej opinii). Zawsze witał mnie radosnym uśmiechem, wybierał najlepszy kawałek i  nawet gdy tylko przechodziłem obok, pozdrawiał lub machał na przywitanie. Oprócz Pana Kurczaka miałem kilka innych ulubionych miejsc. W podziękowaniu, że zawsze tam kupupowałem, czasem dostawałem od sprzedawców gratisy w postaci dodatkowych napojów.

Bagiety - Wietnam był kolonią francuską i jedną z pozostałości po kolonialiźmie jest świetne pieczywo
Tak wygląda wnętrze wózka z jedzeniem
Grill mięsa z ...? no własnie właściwie to nie wiem co jadałem :P
Grillowanie kotlecików z mięsa mielonego, które je się z bagietką 
Garnek na ulicy - czy ktoś ma ochote na gotowanego kurczaka?
Ludzie sprzedający uliczne jedzenie bardzo często robią to obok swoich domów.  Są one bardzo biedne, wyglądające jak garaże, w których jest wszystko. Dzieci śpią na prowizorycznych pryczach,  dziadkowie oglądają w drugim kącie telewizję, do tego pomieszczenie jest ciasne i zagracone, podłoga jest betonowa i brak jest okien (jedynym źródłem światła dziennego są otwarte "drzwi garażowe"). Domotwa te są bardzo często połączone ze sklepami, lub innym rodzajami usług, które miejscowi oferują. W czasie pory deszczowej, to właśnie ci ludzie cierpią najbardziej. Poziom wody po deszczu potrafi gwałtownie wzrosnać. Ulicami płyną rzeki. Paradoksalnie w większości sami mieszkańcy przyczyniają się do tego, poprzez zamiatanie śmieci do studzienek i kratek kanałowych, co powoduje ich zapchanie. Ponieważ miasto raczej ich nie czyści, po większej ulewie, woda nie ma dokąd odpłynąć i zostaje na ulicy. Jednym ze sposobów radzenia sobie z tym, jest wstawianie bardzo wysokich krawężników, ale jak dla mnie, nie ma to sensu.

Zalane ulice podczas ulewy
Zalane ulice podczas ulewy 
Zalane ulice podczas ulewy
W centrum Sajgonu jest sporo parków. Można tam zaobserwować starszych ludzi i młodych, którzy nierzadko ćwiczą na zewnętrzych siłowniach, tańczą, grają wspólnie w różne gry. Bardzo mi się to podoba, gdyż większość starszych ludzi w Europie nie prowadzi aktywnego trybu życia i spędza czas jedynie przed telewizorem.  Parki to również dobre miejsce do praktykowania  języków obcych. Młodzi Wietnamczcy, którzy uczą się angielskiego, szukają turystów, którzy siedzą na ławeczkach. Przysiadają się i chcą szlifować swoje umiejętności językowe z obcokrajowcem. Wygląda to mniej więcej tak: "Dzień dobry, czy miałby Pan chwilę i mógł z nami porozmawiać po angielsku?" "Jasne, mam chwilę..." Wtedy młodzież się przysiada i zadaje pytania. Czasami jest to męczące, ale przecież można spkojnie odmówić. Jeżeli nie z tobą, to porozmawiają z kimś innym - obcokrajowców jest pod dostatkiem.

Ludzie ćwiczący w parku
Studenci
Są jednak ludzie, którzy nie rozumieją odmowy. Są to uliczni sprzedawcy... Podchodzą do każdego, starają się za wygórowaną cenę sprzedawać hamaki, wachlarze, podróby okularów, przewodników,  maryśkę i inne, niekoniecznie przydatne, rzeczy. Są przy tym bardzo nachalni i jest ich sporo. Po pewnym czasie mówi się już automatycznie "nie, nie, nie".
Dla mnie najgorsi byli pucybuci. Pewnego dnia jeden tak długo mnie prosił, aż w końcu powiedział, że zrobi to za darmo. Po tym jak 15 minut szedł za mną w końcu zgodziłem się. Miałem w zamiarze mu mimo wszystko zapłacić, tak bardzo się starał. Nie dajcie sie jednak nabrać... Jak ma się miękkie serce, trzeba mieć twardą dupę, albo głęboki portfel. Zaczął czyścić moje popękane trampki i doszedł do niego drugi pucybut. Skończyli i zażądali wysokiej sumy pieniędzy, a ja głupi zapłaciłem. Byłem wściekły i dopiero po chwili dotarło do mnie, co zrobiłem - zapłaciłem więcej niż owe trampki kosztowały mnie w sklepie. Wróciłem i odnalazłem jednego z pucybutów. Z pomocą translatora Google (nie wiem na ile poprawnie było to przetłumaczone na wietnamski) przetlumaczyłem sobie wszystko co miałem mu do powiedzenia. Pokazałem mu jego zdjęcie, które zrobiłem wcześniej komórką  i dodałem, że każedemu będę o nim mówić. Kolo mówił, że nie rozumie po angielsku, z tłumaczenia na google też nie kumał. Wtedy Wietnamka sprzedająca wachlarze przyszła z pomocą. Mówiła po angielsku dzięki czemu wyjaśniłem jej wszystko. Pucybut zaczął przepraszac i powiedział, że to wina tego co doszedł, że on tak nie chciał. Zwrócił mi pieniądze. Zapytałem Wietnamki ile taka usługa czyszczenia butów normalnie kosztuje i gdy uzyskałem taką informację tyle pieniędzy wręczyłem pucybutowi, a od niej kupiłem kilka upominków w podziękowaniu za pomoc. Na koniec wszyscy zrobiliśmy sobie selfika :P

Pierwszy i ostatni raz, gdy ktoś czyści mi buty :P
Wietnamka wybawicielka, pucybut i ja 





Ps. Yuzu i Deji dziękuję :)









5 komentarzy:

  1. Azja! Kusi mnie bardzo! Tymbardziej, że można trafić na naprawdę fajną okazję lotniczą. Bezkresne pola ryżowe, herbaciane, małpki biegające po plaży, targi tak kolorowe, że aż oczy bolą... Oj chciałabym. No i dobrze, że poradziłeś sobie z Panem Pucybutem!

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiątkowy selfik z panią wybawicielką i panem oszustem najlepszy!

    OdpowiedzUsuń
  3. Wybieram się w tym roku do Wietnamu (mam zamiar przejechać z Ho Chi Minh do Hanoi autostopem), i z chęcią czytam posty takie, jak ten, żeby wiedzieć, jak wygląda życie lokalsów i na co uważać, jako turysta.
    Ponoć, jak Wietnamczyk pp próbuje nas naciągnąć, trzeba zacząć krzyczeć 'kẻ trộm' (złodziej) ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tym krzyczeniem może być ciężko ;) nieodgadnione są reguły czytania liter w Wietnamie, do tego zachowanie ich tonów, których mają więcej od Chińczyków :) Mam nadzieję, że Twój wyjazd będzie niesamowity. Z autostopem nie jest tak trudno w Wietnamie. Mój znajomy przejechał w taki sposób cały Wietnam. Przygotuj sobie jedynie kartkę gdzie tłumaczysz na wietnamski dlaczego tak chcesz jechać :) Inaczej będą chcieli zapłaćić za autobusy, pociągi itd :) Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Po przygodach w Indiach bałabym się komuś oddać buty do czyszczenia, ponieważ bałabym się, że bd problem ze zwrotem.

    OdpowiedzUsuń